czwartek, 25 grudnia 2014

1. Święto Deotorodykanolitamariasa

"Azarath metrion zinthos, azarath metrion zinthos, azarath..."
Medytowała jak zwykle w swoim pokoju. W ciszy, spokoju.
Było już po 16, więc niedługo kolacja. Świąteczna kolacja, którą miała zrobić Gwiazdka. Kolacja miała być świąteczna z okazji dnia Deotorodykanolitamariasa. No trudno. Dzisiaj nie zje kolacji.
Rozmyślania przerwało jej głośne dudnienie do drzwi. To dziwne, ale potrafiła rozróżnić kto puka do jej pokoju, po sposobie pukania.
Gwiazdka pukała cichutko, około dwóch razy. Robin robił to rzeczowo - około 3 głośnych, zdecydowanych uderzeń. Cyborg nie był zbyt delikatny, więc po tym jak zapuka zawsze trzeba wymieniać drzwi, bo wgniecenia są okropne. Bestia natomiast puka jak....najprościej mówiąc dziecko z ADHD.
Otworzyła oczy i wstała kiedy wszedł.
- Mamy problem. - powiedział Bestia i rzucił się na jej łóżko.
No tak. Jak zwykle. Ani "cześć", ani "czy mógłbym". No bo przecież po co? Najlepiej wpaść do pokoju i prosto z mostu. Spojrzał na nią znacząco. Najwyraźniej czekał aż zapyta o jaki problem mu chodzi. Raven jednak nie widziała potrzeby pytać. Sprawnym ruchem ręki zamknęła drzwi i odłożyła na miejsce kilka książek, które chłopak zrzucił wpadając do pokoju. Następnie usiadła naprzeciw niego i spojrzała pytająco. W przypadku Bestii nie trzeba było nic mówić. Wystarczyło odczekać chwilę, a sam zaczynał. Tak było i tym razem.
- Mamy poważny problem. Dzisiaj podobno jest święto jakiegoś Deotorodykanolicośtam. - zaczął siadając na łóżku i przybierając w miarę poważny wyraz twarzy.
Dziewczyna pogratulowała mu w myślach. Zapamiętał prawie całą nazwę.
- W każdym razie Gwiazdka robi świąteczną kolacje i wieczór obrzędów. Ja, Cyborg i Robin planujemy przemycić trochę jedzenia z kuchni i najeść się przed "kolacją". Dołączysz do nas? - zapytał szczerząc się od ucha do ucha.
I to miał być ten "poważny problem"? No tak. Można się było spodziewać.
- Nie. - odpowiedziała i otworzyła książkę, czekając aż Bestia wyjdzie.
- Jak to nie? - spytał tym razem zdziwiony.
W jego przypadku otworzenie książki nie wystarczyło. Trzeba było wstać i "pomóc" mu wyjść. Przynajmniej tak by zrobiła gdyby nie to, że.... lubiła go. Chociaż rzadko to okazywała i sama nie wiedziała do końca dlaczego, ale jednak go lubiła. W końcu byli przyjaciółmi, tytanami, więc to chyba normalne?
Westchnęła i odłożyła książkę. Trzeba z nim pogadać, wysłuchać go i dopiero wtedy sobie pójdzie.
- Po prostu - nie. Nie widzę potrzeby. Jeżeli kolacja Gwiazdki nie będzie się nadawała do jedzenia to zjem jutro.
- Jak to? Pójdziesz spać nie jedząc kolacji?! - przerażenie w oczach chłopaka było tak autentyczne, że przez chwilę miała ochotę się roześmiać. Jednak godziny spędzone na medytacji robiły swoje - jej wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił, a Bestia nawet by nie zgadł, że w duchu dziewczyna się śmieje.
- Tak. Po prostu zjem jutro. Nie widzę potrzeby tej dziecinady wykradania jedzenia z lodówki. - odpowiedziała spokojnie.
- Dziecinady? Zobaczymy jeszcze kto tu jest dziecinny. Będziemy przynajmniej najedzeni, więc próbowanie szparagów zapiekanych w małżach z sosem z suszonych głowonogów z jej planety nie będzie aż takie trudne. Zobaczymy jak ty to zniesiesz. Smacznego! - krzyknął i trzasnął drzwiami.
Jak dziecko. Zupełnie jak dziecko.
Ponownie westchnęła i spojrzała na zegar naścienny. 17:05. Teraz już chyba nikt jej nie przeszkodzi. Ma jeszcze trochę czasu na medytację. "Azarath metrion zinthos, azarath metrion zinthos, azarath..."



"Dziecinada... pani super dorosła się znalazła", myślał Bestia, idąc korytarzem w stronę pokoju Robina. To właśnie tam mieli zamiar się spotkać i omówić wszystko. O co jej chodziło? Nie mogła po prostu im pomóc?
Jednak Bestia jak to Bestia długo urazy nie chował i już po pięciu minutach biegł przez korytarz w postaci geparda. No bo w końcu Robin i Cyborg czekają. Przynajmniej oni nie uważają, że to dziecinada. Już po chwili zamienił się w pająka i wbiegł do pokoju nie otwierając drzwi.
- I co? - zapytał od razu na wstępie Robin.
- Powiedziała, że to "dziecinada"!
- Co?! - oburzył się Cyborg.
- Można się było spodziewać... - mruknął Robin, a widząc, że Cyborg zaraz zacznie się nakręcać, dodał:
- Musimy poradzić sobie bez niej. Będzie trudniej, ale... Jaki mamy plan?
Już po chwili schyleni, gorączkowym szeptem omawiali szczegóły.



Trzeba zejść na dół. 17:30. Wstała, zarzuciła na ramiona swoją pelerynę i wyszła z pokoju. Udała się w stronę kuchni. Już z daleka słyszała odgłos tłuczonego szkła informujący o obecności Gwiazdki w kuchni. Może jednak wróci do pokoju...? Nie, trzeba wytrzymać.
- Cześć Gwiazdko. - mruknęła cicho, wchodząc do kuchni.
- Raven! Tak się cieszę, że cię widzę! Jak miło, że wpadłaś! Nie wiesz może gdzie są korniszony? Wiem, że gdzieś tu była cała paczka, ale nie mogę ich znaleźć. Trochę to dziwne, bo pamiętam, że jak wczoraj sprawdzałam to były tu. Nie martw się. Na pewno je znajdę. Planowałam te dania już od tygodni, więc powinny być świetne, a właśnie... - potoku słów Gwiazdki nie sposób było zatrzymać.
Raven domyślała się kto zadbał o korniszony. Była ciekawa co z nimi zrobili. Nie mogli wyrzucić do kosza, bo Gwiazdka by znalazła. Do wody też nie, bo jutro powinni tam ćwiczyć. Może spalili? Zresztą nie ważne. W końcu to dziecinada.
Dziewczyna zrobiła sobie herbatę i usiadła przy stole z książką o miejscowości Azarath.
Po chwili do kuchni weszli Robin, Cyborg i Bestia z minami aniołków. Na pierwszy rzut oka było widać, że są z siebie dumni. Ciekawe co zrobili.



Raven z przerażeniem patrzyła na stół. W takim krótkim czasie Gwiazdka przygotowała taką ucztę... Dziewczyna przeczuwała jakiś podstęp. To jedzenie wyglądało jakby miało być dobre! A przecież gotowała je Gwiazdka.Wydawało się, że to niemożliwe żeby coś co ugotowała kosmitka było dobre. W dodatku coś powiązanego ze świętem Deotorodykanolitamariasa. Coś o takiej nazwie nie może być normalne, a jednak na normalne wygląda.
Raven odłożyła książkę i usiadła przy stole po turecku. Wzięła łyk herbaty. Cyborg i Robin się uśmiechali, a Bestia patrzył na nią zwycięsko. O co mu chodzi?
Wtedy z kuchni wypadła Gwiazdka niosąc coś pośredniego między ponczem, a kompotem. Różowe.
Raven zaczęła się denerwować. Jeżeli Bestia nie przestanie się na nią gapić, to zaraz wstanie i mu chyba przyłoży. Spokojnie, pomyślała."Azarath metrion zinthos, azarath..."
- Przyjaciele! Zebraliśmy się tutaj żeby uczcić święto Deotorodykanolitamariasa! - zaczęła entuzjastycznie Gwiazdka. - Z tej niezwykłej okazji chciałabym cały dzisiejszy wieczór poświęcić na świętowanie! Najpierw, przyjaciele wypijmy blustarakurkoponatycznobot.
Gwiazdka wyjęła jakieś naczynie przypominające średniowieczny trzewik i wlała tochę podejrzango płynu. Dziewczyna pewnie pociągnęła spory łyk i podała dalej. Następny w kolejce był Cyborg, potem Robin, a następnie Bestia. Raven obserwowała ich, próbując wychwycić jakąś zmianę w wyrazie twarzy, skurcz, skrzywienie, ale niczego nie znalazła.
- Pycha. - mruknął Robin.
Pycha? Kiedy przyszła jej kolej powąchała nieufnie płyn. Zapach neutralny, odnotowała w myślach. Wzięła łyka. Smakuje jak...cola. Raven uśmiechnęła się pod nosem. Nie wiedziała co zrobili jej przyjaciele, ale w duchu im pogratulowała.
Pod koniec kolacji według tradycji Gwiadki trzba było zjeść nitkę makaronu z wybraną osobą. Gdy tylko Raven to usłyszała od razu przypomniała sobie jak w Tokio Gwiazdka pocałowała przypadkowego chłopaka. Tłumaczyła, że w ten sposób na jej planecie ludzie pozyskują informacje. Chociaż ludzie to chyba nie najlepsze określenie. To w każdym razie było chore. Raven nie zamierzała brać w tym udziału.
Obserwowała jak Robin się rumieni gdy podchodzi do niego Gwiazdka. Potem spojrzała na Cyborga, który dzielił się makaronem z jakąś podwójną agentką z ula, w którym uczył się Gizmo. Pszczoła czy jakoś tak. Nie pamiętała tego imienia. Dziewczyna wpadła tylko na chwilę.
Rozmyślając Raven nie zauważyła, że w jej stronę podąża Bestia. Usłyszała kroki i odwróciła się. Widząc chłopaka z tym idiotycznym makaronem wytworzyła wokół siebie powłokę ochronną.
- Oj, no Raven co ci szkodzi. - zaczął z uśmiechem Bestia.
- Nie podchodź z tym do mnie.
- Raven..
- Zrób jeszcze krok, a wylądujesz w innym wymiarze.
Gwiazdka z daleka zobaczyła co się dzieje.
- Raven! Proszę skosztuj to z Bestią. To stara tradycja! - zawołała Gwiazdka.
- Nie. - rzuciła stanowczo ciemnowłosa dziewczyna i udała się do swojego pokoju.
Tradycje Gwiazdki są dziwne, ale wszyscy starają się je szanować. Szanować owszem, uczestniczyć w niektórych dało się, ale nie będzie błaznować. Idiotyczna tradycja.
Przesada, dziecinada, idiotyzm...
Muszę się uspokoić, pomyślała, wchodząc do pokoju. Zaczęła powtarzać. "Azarath metrion zinthos, azarath metrion zinthos, azarath..."



Robin pocieszał Gwiazdkę, a Cyborg i Żądło rozmawiali cicho w przeciwległym kącie. Dawno się nie widzieli. Mieli dużo tematów do rozmów. Bestia siedział przy stole i właśnie kończył blustarocośtam. I tak nie zapamiętał tej nazwy. Zamyślił się.
Czemu Raven taka jest? Nie może być miła, życzliwa, wesoła? Normalna. Taka jak inni. Ona jest zawsze smutna, ponura, niemiła... Westchnął. Wyjął tofu z lodówki i postanowił pójść do pokoju.
Robin i Gwiazdka wyszli na balkon i rozmawiali o jakichś gatunkach z planety Tamara. Żądło i Cyborg grali w gre wideo. On tu tylko przeszkadzał.
Matko, ale nuda, pomyślał, siadając na łóżku. Spojrzał tęsknie w okno, a po chwili zapadł w niespokojny sen.